8.10.2021 – Czerwone Wierchy
Główny nasz cel jesiennego wyjazdu w Tatry, to szlak przez tzw. Czerwone Wierchy, a dokładnie przez trzy ponad 2-tysięczne szczyty (Ciemniak – 2096 m, Krzesanica – 2122 m, Małołączniak – 2096 m).
Na ten szlak zarezerwowaliśmy (już na miejscu) trzeci, ostatni pełny dzień naszego pobytu w Zakopanym, przede wszystkim ze względu na sprzyjającą prognozę pogody. Czas przejścia zaplanowanej trasy to ok 9 godzin, także czekała nas wczesna pobudka. Po śniadaniu pojechaliśmy samochodem do miejsca zwanego Kiry – jest to część Kościeliska (nazwa pochodzi od gwarowego określenia zakrętu drogi, ścieżki lub rzeki i brzmiącego kira lub kiera). Tu warto zaparkować auto troszkę dalej na parkingu za zakrętem (jadąc od Zakopanego), gdzie koszt parkingu na cały dzień to 10-15 zł, natomiast na parkingu na przeciw wejścia do Doliny Kościeliskiej to 30 zł!
Chwilę po godz. 7 wędrowaliśmy już dolną częścią Doliny Kościeliskiej, docierając najpierw do polany zwanej Wyżnia Kira Miętusia, a następnie do mostku nad Kirową Wodą, przed którym skręciliśmy, zmieniając szlak na czerwony. Do pierwszego szczytu czekała nas ok. 4 godzinna droga. Dobrze, że wzięliśmy czapki i rękawiczki, gdyż w nocy był chyba pierwszy tegoroczny przymrozek i było dość rześko.
Chwilę szliśmy „Ścieżką nad reglami”, po czym skręciliśmy zgodnie z czerwonym szlakiem, przekraczając Miętusowy Potok. Od tego momentu zaczynało się już mocniejsze podejście. I tak jak na początku raczej szliśmy sami, to dalej, gdy tylko chwilę odpoczywaliśmy to zazwyczaj ktoś nas „wyprzedał”.
Na Chudej Przełączce, mając przed sobą piękną panoramę Tatr Zachodnich zrobiliśmy sobie dłuższy odpoczynek połączony z drugim śniadaniem. Warto wiedzieć, że na szlaku nie znajdziemy żadnego schroniska górskiego. Do Ciemniaka pozostało jeszcze 50 min.
Na „ostatniej prostej” na Ciemniak, po lewej stronie mija się strome urwiska, opadające do niewielkiej Doliny Mułowej.
Z Ciemniaka do najwyższego ze szczytów spośród Czerwonych Wierchów (2122 m n. p. m.), czyli Krzesanicy idzie się ok 15 minut. Na szczycie znajduje się sporo kamiennych stożków ułożonych przez turystów. Do Małołączniaka pozostało ok 20 minut drogi.
Małołączniak (2122 m n.p.m.) nazwany tak został od Doliny Małej Łąki, a dawniej był zwany po prostu Czerwonym Wierchem. Mimo, że piękne widoki mieliśmy już od dłuższego czasu to jednak z tego właśnie szczytu były najpiękniejsze. Bardzo ładnie prezentował się m.in. Giewont na tle Zakopanego. Pewnie gdybyśmy nie mieli auta w Kirach, to zdecydowali byśmy się iść na ostatni z Czerwonych Wierchów na Kondracką Kopę i wrócić bezpośrednio szlakiem do Zakopanego. Ale my w planie mieliśmy pętlę i powrót szlakiem niebieskim. Jak się okazało bardzo atrakcyjnym.
W drodze powrotnej szliśmy przez Kobylarzowy Żleb. Jak się okazało szlak przez długi odcinek był dość stromy i wąski. W pewnym momencie pojawiły się nawet łańcuchy, które pomagają przejść po kilkunastometrowej, wyślizganej płycie skalnej. Także trochę adrenaliny było.
Po pokonaniu z wrażeniami Kobylarzowego Żlebu weszliśmy do leśnej części szlaku i na
tzw. „Hawiarską Drogę”, która to dawnej wykorzystywana była do transportu rud żelaza w kierunku Doliny Małej Łąki.
Po wyjściu z lasu dotarliśmy na przełęcz Przysłop Miętusi. W promieniach powoli zachodzącego słońca zrobiliśmy ostatni odpoczynek na szlaku. Nawet na dole czekały nas piękne widoki. Do parkingu mieliśmy jeszcze około godzinę drogi spacerkiem.
Po ponad 9 godzinach wędrówki ponownie ujrzeliśmy mostek, przez który rano przechodziliśmy. Podsumowując rewelacyjna trasa z przepięknymi widokami – polecamy każdemu.
Część pierwsza (Sarnia Skała, Kasprowy Wierch, Rusinowa Polana i Gęsia Szyja) dostępna pod LINKiem.